czwartek, 20 grudnia 2012

Hiszpańskie tradycje bożonarodzeniowe


W Hiszpanii Święta Bożego Narodzenia zaczynają się właściwie 8 grudnia- jest to Dzień Niepokalanego Poczęcia. Wolny od pracy. A kończą się 6 stycznia- w Święto Trzech Króli.  Nie oznacza to, że przez cały miesiąc się świętuje, wolne jest dopiero 25 grudnia.

Bardzo ważną datą w kulturze hiszpańskiego Bożego Narodzenia jest 22 grudnia. Dzień Loterii Narodowej. Tradycja ta liczy ponad 200 lat. Dzień ten zwany jest także „Dniem Zdrowia.” Wiele osób mówi: Nic nie wygrałam, ale nie szkodzi , zdrowie jest najważniejsze.  Trzy godziny trwa losowanie numerków. W wielkiej, metalowej kuli znajdują się malutkie kuleczki z numerami. Jeśli zakupiony przez ciebie los będzie taki sam, jak wylosowany numer, wygrywasz.  Zwycięskie numery są „śpiewane” przez dzieciaki  specjalnie do tego przygotowywane.  Los kosztuje 20 euro, a można wygrać od 100 euro do 4milionów euro. Największe wygrane to tzw. „El gordo” ( gruby).  

Los loterii świątecznej


Dzieci "śpiewające" szczęśliwe numerki. 


Kolejną rzeczą charakterystyczną dla tego okresu jest organizowanie kolacji świątecznych z ludźmi z pracy i ze znajomymi. Niektórzy uczestniczą w kilku takich kolacyjkach. Razem z naszymi znajomymi organizujemy zabawę w „amigo invisible” ( niewidzialny przyjaciel). Losujemy kogoś, komu musimy kupić prezent, oczywiście nikt nie wie kto, kogo wylosował. Zabawa przypomina szkolne Mikołajki.
Tak jak wszędzie, markety już pod koniec listopada zaczynają kusić mieszkańców Półwyspu Iberyjskiego świątecznymi ofertami. Szynki, słodycze, choinki, zabawki.  W Hiszpanii bardziej popularny od choinki jest żłobek. Żłobki i figurki można kupić wszędzie. Niektóre żłobki, to prawdziwe dzieła sztuki. Choinka jest zachodnią tradycją, która się przyjęła, ale żłobki są bardziej typowe dla tego regionu Europy.  Kolejną typową hiszpańską tradycją są „ogniska”. Rozpalanie ognisk, ognia w ogóle, według wierzeń, ma chronić ludzi przez kolejny rok przed chorobami.


turron- tradycyjny przysmak 


24 grudnia zwana jest w Hiszpanii „noche buena” (dobra noc). Tak jak w Polsce, rodzina spotyka się przy stole i ucztuje. Nie ma zwyczaju postu. Je się danie, zwane „pavo trufado” czyli po prostu indyk z truflami. Spożywa się też inne rzeczy, owoce morza, baraninę, cochinillo czyli małe, pieczone prosię. I pije się dużo wina. W Hiszpanii w tym okresie można kupić tradycyjne słodycze, są to przede wszystkim turrony –  słodkości w smaku przypominają chałwę. Mogą mieć też inny smak, orzechowy, czekoladowy, są słodkie i uzależniające. Kolejnymi świątecznymi słodyczami są tzw. polvorones- cukierki zrobione właściwie ze świńskiego tłuszczu, ale kto o tym nie wie, nie domyśli się, bo smakują wyśmienicie. W nocy wielu ludzi idzie na hiszpańską pasterkę, tzw. misa del gallo ( msza kogucia). Nazywa się tak, ponieważ ponoć to kogut jako pierwszy ogłosił narodziny Chrystusa. 25 grudnia rodzina znowu spotyka się przy stole, odbywają się uroczyste obiady i kolacje. 26 grudnia jest normalnym dniem roboczym.

28 grudnia – El Dia de Los Innocentes ( dosłownie Dzień Niewinnych), a w polskiej tradycji liturgicznej tłumaczony jako Dzień Niewinnych Dzieci Betlejemskich lub  Dzień Świętych Młodzianków Męczenników. Święto to dedykowane jest Rzezi Niewiniątek dokonanej na rozkaz namiestnika Galilei Heroda w Betlejem (Mat 2, 16 BT). Młodziankowie – dzieci – oddając za Boga życie otrzymali chrzest krwi i zasłużyli u Boga na podwójną aureolę: dziewictwa i męczeństwa. Kolekta mówi, że Młodziankowie obwieścili chwałę Bożą nie słowem lecz śmiercią.Święci Młodziankowie są uważani za patronów chórów kościelnych.*
żart polegający na przyklejeniu na plecy papierowej figurki 

W Hiszpanii ten dzień jest odpowiednikiem polskiego prima aprilis i pretekstem do robienia sobie kawałów. Tradycyjnym żartem jest przyklejanie papierowych, białych laleczek na plecy. Ten dzień jest też najczęściej okazją do zorganizowania festynu i zbiórki pieniędzy na cele dobroczynne, szczególnie zbiera się pieniądze na dzieci.
O innych, noworocznych tradycjach napiszę następnym razem. Tymczasem: Wesołych Świąt!  

* wikipedia 

środa, 19 grudnia 2012

Trzej Królowie z kulawymi nogami

Oglądałam dziś cykl reportaży "Comando actualidad", jak nazwa wskazuje, poruszają one aktualne tematy. Mówili o Świętach, o braku dodatkowej świątecznej wypłaty czy premii, o kryzysie w kupowaniu słodyczy, owoców morza, tzw. towarów luksusowych. Wciąż w Hiszpanii są bardzo bogaci ludzie, dla których wydanie 1000 euro na prezenty nie stanowi problemu. Z drugiej strony są tacy, którzy muszą za 400 euro przeżyć cały miesiąc, świąteczny i nieświąteczny. Co ciekawe wielu Hiszpanom bezinteresownie pomagają Norwegowie poprzez "adoptowanie" rodzin. Adopcja polega na regularnym wpłacaniu określonej sumy pieniędzy na taką rodzinę. Jest to około 400 euro miesięcznie, czasem więcej. 

Wielu rodziców zastanawia się jak wytłumaczyć dziecku, że Mikołaj, a właściwie Trzej Królowie ( to oni obdarowują hiszpańskie dzieci prezentami) w tym roku, ZNÓW, nie ma pieniędzy.

Pamiętam jak w któreś Święta sama dostałam bardzo skromny prezent, właśnie dlatego, że w moim domu Mikołaj miał problemy finansowe. Było mi przykro, zastanawiałam się, czy byłam niegrzeczna. Do tej pory pamiętam prezent z tamtego roku. Klocki i takie kukuiełki, które zakładało się na rękę. Można sie nimi było bawić w teatrzyk lalkowy. Bardzo lubiłam te kukiełki, bawiłam się nimi z mamą. Miałam może mało zabawek, ale mama zawsze miała czas się ze mną pobawić, bo nie pracowała.

W programie pokazali też bardzo elegancką kobietę.
- Czy zauważa Pani kryzys w tym roku?
-Oj, tak, BAARDZO, w tym roku zamiast 3000 euro, wydam na prezenty tylko 600 euro. 
Na co Pani wyda jeszcze pieniądze? Na fryzjera, makijaż święteczny, inne gadżety.
Na koniec elegantka stwierdza: 
-Jak mam kupić byle co, wolę nie kupować wcale. Rzeczy tylko dobre i oryginalne. 
Ciekawe co by powiedziało dziecko kogoś, kto nie pracuje, na nieoryginalny prezent? 


wtorek, 18 grudnia 2012

Cykl fotografii Olmo Calvo podsumowujący 2012 rok w Hiszpanii

Miało być już tylko świątecznie, ale nie da się, te zdjęcia doskonale podsumowują 2012 rok w Hiszpanii,
ich autor Olmo Calvo dostał za nie międzynarodową nagrodę.Cykl fotografii nazywa się "Ofiary eksmisji".


Działacze z platformy "stop eksmisjom" czynią znak zwycięstwa, podczas gdy policjant pilnuje porządku.


Sąsiedzi z dzielnicy Lavapiés w Madrycie protestują naprzeciwko policji, która eksmituje rodziny Uddin i Hafiz.


Monica wraz z mężem czytają dokument nakazujący eksmisję...arváez 



Antonio trzyma klucz od swojego domu na kilka minut przed wyrzuceniem go z mieszkania. 


Człowiek wyglądający przez okno obserwuje manifestujących ludzi, na kilka chwil przed swoją eksmisją. 


Komisja sądowa informuje Loli, jej matkę i brata o eksmisji z domu w Getafe.


Policja przygotowana do eksmisji Abdula Rahima Diallo.


Policja włamała się do mieszkania, aby eksmitować Antonio Tomasa.


Abdul Ali i Aquter Hoffain, chwilę po eksmisji, niosąc swój dobytek z pomocą kilku znajomych do domu kogoś ze swojej rodziny.


Oferty nieruchomości. Atrakcyjne ceny mieszkań, z których niedawno zostali eksmitowani inni...

piątek, 14 grudnia 2012

choinkowe wspomnienia

Zbliżają się święta, sylwester, kolacje, spotkania rodzinne i przyjacielskie. Kupiłam choinkę. W zeszłym roku mi się nie chciało, nie miałam pieniędzy, ochoty, nie pamiętam. Choineczka jest miniaturowa i sztuczna, ale zawsze choineczka. Ubierając ją przypominały mi się wszystkie święta w domu rodziców. Bombki z łabędziami, które w końcu rozbiłyśmy z siostrą, co do jednej, różowe , chińskie bombki, ozdoby od dziadków, czerwone figurki i ludziki, najbardziej jednak  pamiętam niebieski dzwoneczek od babci Kałużnej. Babci, która nie była moją babcią, tylko sąsiadką, ale mówiłam do niej babciu i była dla mnie Babcią przez duże B, taką, która znajduje czas dla dziecka. Która się dzieckiem zajmuje. Pamiętam jej wafle z dżemem truskawkowym, który sama robiła. Pamiętam zapach pastowanych podłóg i obliczanie kiedy w końcu dożyje 100 lat. Babcia Kałużna zmarła na kilka dni przed swoimi 97 urodzinami. Zmarła we śnie, o co całe życie się modliła.

Ten niebieski dzwoneczek, to jedyna rzecz, poza wspomnieniami, która została po Babci. Wiem, że Babcia skądś się mną opiekuje, zawsze, gdy o coś ważnego ją poproszę, moje życzenie się spełnia.

Ubieram swoją małą choinkę, przypomina mi się ciasto, jakie robiła mama, nazywało się „niebo w gębie”. Było zawsze twarde jak jasna cholera. Trzeba było połączyć 3 placki i przełożyć je warstwą orzechową i jabłkową. Mama jeszcze nie zdążyła przełożyć  ciasta kremem orzechowym, a już połowy kremu nie było, bo razem z siostrą zdążyłyśmy go wyjeść.  Co roku mama zastanawiała się dlaczego ciasto jest twarde i jedna warstwa odchodzi od drugiej. W końcu przestała piec „niebo w gębie”, a szkoda, bo kojarzyło mi się właśnie z świętami.  

Pamiętam jak pisałyśmy z siostrą listy do Mikołaja, zawsze chciałyśmy lalki Barbie, ale nie z rynku, tylko lalki firmy Matel. Zawsze w liście było podkreślone, że nie chcemy ruskiej lalki, tylko oryginalną. Miałyśmy całe listy życzeń, długie jak makaron, a im byłyśmy niegrzeczniejsze, a obie byłyśmy niegrzeczne, listy były dłuższe.

Któregoś roku dostałam autentyczne rózgi, musiałam nieźle dawać popalić, skoro rodzice pozbierali dla mnie rózgi, przepraszam, Mikołaj je uzbierał. Na pocieszenie dostałam lizaka, ale i tak było mi przykro. Nie zapomnę tego lizaka, taki wysuwany, z dziurkami, można było na nim grać jak na flecie.

Oczywiście jak tylko dowiedziałam się, że Mikołaj nie istnieje, powiedziałam o tym siostrze. Miała chyba ze 4 lata jak przestała w niego wierzyć. Do tej pory mam małe wyrzuty sumienia, odebrałam jej odrobinę dziecięcej radości.

Tradycyjnie, rodzice kupowali karpia, żywego. Pływał sobie w wannie aż tata go nie ukatrupił. Oglądałam potem, co karp ma w środku, pamiętam, że chwilę po zabiciu układ krwionośny jeszcze funkcjonował i serce tego karpia biło chwilę po śmierci. Zastanawiałam się potem czy z ludźmi jest tak samo.

Jak byłyśmy małe, biłyśmy się z siostrą o ubieranie choinki, każda chciała być pierwsza. Kłóciłyśmy się nawet o bombki do powieszenia. Potem nikomu nie chciało się ubierać choinki. W pewnym wieku święta tracą tę dziecięcą magię. Nie wiem kiedy to się stało, ale się stało. Zdajesz sobie sprawę, że to taki sam dzień jak każdy inny, chyba co roku jest mi smutniej w ten dzień. Przeraża mnie upływ czasu. Które, to już święta? Wydaje się, iż dopiero co siedziało się przy wigilijnym stole, a znów się spotykamy. Czy magia świąt mija, gdy przestaje się wierzyć w Mikołaja? Czy właśnie, gdy zaczyna zauważać się nieubłagalnie uciekający czas?

Dla kogoś, kto mieszka poza krajem, święta przybierają inny wymiar. Stają się okazją do przyjazdu do domu. I cieszę inaczej niż kiedyś. Święta, to spotkanie z ludźmi, których na co dzień się nie widzi, których dawno się nie widziało. Smak kompotu z suszonych owoców, którego nigdy z siostrą nie lubiłyśmy. Szkoda, że w tym roku razem na niego nie ponarzekamy. 


wtorek, 4 grudnia 2012

"Marzenia zmieniły losy ludzi i narodów."


Klip z udziałem chorych dzieci i piosenkarza Macaco, nakręcony w jednym z hiszpańskich szpitali, podbija Internet.  Piosenka zaczyna się od słów:  Marzenia zmieniły losy ludzi i narodów. 

W ciągu kilku dni klip obejrzało ponad 237.500 osób. Uczestniakami teledysku są pacjenci onkologii szpitala San Juan de Déu w miejscowości  Esplugues de Llobregat ( Barcelona) oraz ich rodzice, lekarze  i wolontariusze placówki. Celem tego przedsięwzięcia jest uwrażliwienie społeczeństwa na temat raka wśród dzieci oraz pozyskanie środków na badania naukowe nad tą chorobą. Cała akcja służy też rozweseleniu chorych i przestraszonych nową sytuacją dzieciaków, a jej pomysłodawczynią jest 12-letnia Paula. Dziewczynka sama cierpli na raka, ale jak mówi:
-Chciałam poprawić dzieciom humor, te które przychodzą do szpitala, boją się, bo nie wiedzą, co je czeka.

Mali pacjenci prezentują w teledysku kartki ze słowami: nadzieja, radość, siła. Człowiek chory nie musi cały dzień być smutny. Każde z dzieci jest pełne nadziei na wyzdrowienie.

Paula jest po chemioterapii. Lekarze twierdzą, że jest zdrowa, ale wciąż jest pod opieką specjalistów. Dziewczynka, jak każda 12-latka chce zostać piosenkarką lub prezenterką. Ewentualnie onkologiem, bo sporo się już nauczyła w tej kwestii.

Dzięki pomocy i dobrej woli pracowników szpitala, pomysł nakręcenia teledysku doszedł do skutku. Piosenkarz Macaco zgodził się, bez wynagrodzenia, udostępnić jedną ze swych piosenek i wystąpić w teledysku wraz z dziećmi i pracownikami szpitala.

W dobie ciągłego rozmawiania o kryzysie, dobrze jest zobaczyć taki klip. Są mali ludzie, którzy także potrzebują wsparcia. Gdy mimo swoich problemów, pomyślisz, że jesteś zdrowy, nic cię nie boli i nie cierpisz, świat od razu staje się lepszy, a życie piękniejsze. 


a teledysk można zobaczyć na youtube:

http://www.youtube.com/watch?v=8WATgU5PduE

zachęcam

poniedziałek, 3 grudnia 2012

krem z dyni z krewetkami

Ktoś podarował nam dynię, w związku  z czym zostałam zmuszona do przyrządzenia czegoś dyniowego. Przepis ukradłam ze strony www.polska-gotuje, zupa całkiem smaczna. Polecam!




Krem z dyni z krewetkami

SKŁADNIKI
oliwa z oliwek3 łyżki+
cebula1 sztuka
ziemniaki duże2 sztuki
dynia200 gramów+
Ząbki czosnku2 sztuki
curry0.5 łyżeczki
papryczka chilli świeża1 sztuka
sól, pieprz ( do smaku)1 szczypta
bulion warzywny500 mililitrów
krewetki koktajlowe100 gramów+
papryka mielona0.5 łyżeczki
limonka0.25 sztuki
pomidor1 sztuka




Sposób przygotowania: 

Ziemniaki i dynię obrać, pokroić w kostkę, cebule drobno, czosnek posiekać. W garnku rozgrzać 2 łyżki oliwy. Dodać ziemniaki, smażyć przez 3 minuty na średnim ogniu, stale mieszając, następnie dodać czosnek i cebulę. Smażyć jeszcze 2 minuty, po czym dodać posiekaną chilli i dynię i smażyć chwilę aż się lekko obrumieni. Wlać bulion, tyle żeby pokrył warzywa. Gotować ok 20 min. Gdy warzywa będą miękkie doprawić curry, solą i pieprzem a następnie zmiksować blenderem na gładki krem.2
Na patelni rozgrzać łyżkę oliwy, dodać krewetki, posypać je papryką, pieprzem i skropić limonka, krótko obsmażyć. Pomidora pokroić drobniutko, tak samo natkę. Zupę wlać do miseczek, na wierzch dać po porcji krewetek, łyżkę posiekanych pomidorów i posypać wszystko natką. Smacznego.

piątek, 30 listopada 2012

kilka słów o Katalonii


Katalonia. Wspólnota autonomiczna Hiszpanii. Ja bym powiedziała region Hiszpanii, ale Katalończycy by się oburzyli. Oburzyliby się, gdyby ktoś z Was spędzał wakacje na COSTA BRAVA i powiedział, że spędza je w Hiszpanii. Nie, nie, nie. Costa Brava to Katalonia, tak jak Barcelona. Ciężko obiektywnie pisać o Katalonii mieszkając w Hiszpanii. Jak wiadomo prasa, telewizja nie jest bezstronna. Jako turystka byłam w Katalonii zawsze dobrze traktowana, ale gdy już ktoś dowiedział się, że mieszkam w Madrycie, zmieniał wyraz twarzy. A może tylko mi się zdawało?

Czytałam w polskiej prasie, że Katalonia chce się oderwać od Hiszpanii, bo czuje się pokrzywdzona. Dają krajowi dużo pieniędzy, a sami nic nie dostają. Tę śpiewkę mam tu na co dzień, bo o Katalonii mówi się dużo, powiedziałabym: za dużo.  Tę śpiewkę oraz całą masę zażaleń i wiecznych pretensji do Hiszpanów.  Mówi się o inwazji Hiszpanii na Katalonię, o zniewoleniu, złym traktowaniu, etc. Te komunały powtarza dużo młodych ludzi, młodszych ode mnie, którzy powtarzają po kimś slogany i hasła, których sami za dobrze nie rozumieją. A najdziwniejsze jest to, że najgłośniej krzyczą katalońscy imigranci. Dzieci i wnuki ludzi, którzy kiedyś przyjechali tu z Extremadury i Andaluzji. Z tożsamością katalońską mają tyle wspólnego, co i ja… chociaż, ja mam chyba więcej, cała Hiszpania nazywa Katalończyków – Polakami. Polakami- bo są inni niż reszta Hiszpanów. Oglądając przedstawicieli tej wspólnoty w Parlamencie Hiszpańskim, nieraz dobrze się bawię. Wszelakie żale i pretensje do Hiszpanów oraz hasła narodowościowo- niepodległościowe Katalończycy wygłaszają po katalońsku, natomiast prośby o pieniędze z Madrytu- po hiszpańsku, wtedy przypomina im się kastylisjki. Dla mnie jest to śmiechu warte, podejrzewam, że prasa zagraniczna o tym nie pisze i całe szczęście, bo nie ma się czym chwalić.

Wielu ma dość wysłuchiwania tych wiecznych narzekań i biadolenia. Chcą się uniezależnić i tworzyć własne państwo- niech tworzą. Na razie na gadaniu się kończy. Wszelkie próby „wyzwolenia” się spod „jarzma” hiszpańskiego kończyły się dla nich krwawo.  Generał Franco w ogóle z nimi nie dyskutował, mało tego wydał dekret znoszący autonomię Katalonii. Zabroniono publicznego używania języka katalońskiego i symboli narodowych. Demonstracje Katalończyków w obronie praw kulturalnych i politycznych były rozpędzane z użyciem policji i wojska.

Hiszpanie mówią, że gdyby znów zbytnio wychylali się ze swoimi dążeniami wyzwoleńczymi, scenariusz się powtórzy i na teren Katalonii wkroczy wojsko hiszpańskie.

Z ekonomicznego punktu widzenia oderwanie się Katalonii , nie wyszło by im na dobre. Tworzenie nowego państwa kosztuje, a czasy są bardzo kryzysowe. Co z handlem? Wspólnota głównie handluje z resztą Hiszpanii, zaczęłaby się zabawa w cła, export- import. Nie opłacało by im się to finansowo. A co z Unią Europejską? Automatycznie by do niej weszli? Co z wspólną monetą?
Katalończycy słyną ze swojego sknerstwa lub jak ktoś woli- oszczędności. Tutaj nie dostaniesz do piwka przekąski. Kelnerzy nie mają co liczyć na wielkie napiwki. Jednakże dobrze się z nim współpracuje, są słowni, płacą swoje rachunki, są punktualni.

Nie wiem, co o nich myśleć, są upierdliwi i męczący, z drugiej strony – pojedziesz do Katalonii i widzisz całkiem normalnych, sympatycznych ludzi, otwartych i uśmiechniętych.( Tacy właśnie są Hiszpanie. )




Costa Brava 

czwartek, 29 listopada 2012

Anioł Stróż z Madrytu


Mogłabym pisać bloga codziennie, ale ostatnio musiałabym pisać o wielu smutnych rzeczach i szczerze mówiąc bardzo mnie to przygnębia. Wreszcie jakaś dobra wiadomość! Pośród strajków, zwolnień, śmierci i eksmisji. Jest wyjątek! I dlatego piszę.

Efraín Motos i jego rodzina zostali uratowani! Udało im się uniknąć eksmisji z domu, w którym mieszkali 30 lat. (Jak można się domyśleć – schemat- strata pracy, niemożliwość znalezienia innej, niezapłacone faktury, długi, eksmisja… ) Anonimowy dawca z Madrytu spłacił wszystkie długi rodziny, niemało, bo 8500 euro. Teraz rodzina Efraina płaci nieco ponad 100 euro miesięcznie za mieszkanie, tzw. datek społeczny. Mężczyzna przegląda swoje zapłacone faktury i oddycha z ulgą, nie musi opuszczać swojego lokum.

-Spłata tego długo, to jak wygrana na loterii- mówi Efraín. Teraz dobrze by było znaleźć pracę…

Wcześniej, ocaleni od eksmisji, żyli z porządnej pensji - 2000 euro miesięcznie, teraz egzystują dzięki 442 euro, które dostaje córka mężczyzny. Córka cierpi na zespół Wolfa.
Rodzina świętuje, a anonimowego darczyńcę nazywają Aniołem Stróżem. 


wtorek, 20 listopada 2012

Garlochi - najdziwniejszy hiszpański bar


Sewilla, piękna andaluzyjskie miasto. Zostawmy miasto w spokoju, jeśli ktoś tu będzie, zapraszam koniecznie do baru Garlochi. Garlochi to po cygańsku  serce. Co sprawiło, że miejsce to tak bardzo zapadło mi w pamięć? 

Wchodzisz do baru, a tam rzeźby Jezusa Chrystusa, portrety Matki Boskiej i Wszystkich Świętych. Muzyka kościelna, a konkretnie taka, jaką słychać w Hiszpanii podczas Wielkiego Tygodnia. Zapach kadzideł i dżin z tonikiem. Najdziwniejsze miejsce w jakim byłam, zachęcam, polecam.













poniedziałek, 19 listopada 2012

bacalao a la riojana – dorsz a la Rioja


Pamiętam jak tego dorsza pierwszy raz jadłam właśnie w regionie La Rioja. Bardzo mi zasmakował, szczególnie przypadł mi do gusty, gęsty, wyrazisty sos.

 bacalao a la riojana – dorsz a la Rioja

Składniki ( na dwie osoby)

- 2 świeże filety z dorsza
- 1papryka czerwona świeża
-papryki  czerwone pieczone
-1 duża cebula
-3 duże pomidory
-pół szklanki czerwonego wina
- 3 ząbki czosnku

Na patelnię wlać odrobinę oliwy, jak już się rozgrzeje, chwilę ( ok. 3 minut) smażyć na niej dorsza, tak, żeby ryba puściła sok. ( Nie zdejmować z ryby skóry, jeśli kupiona była  ze skórą – rzecz jasna).Zdjąć rybę z oliwy, położyć na talerzu. Na tej samej oliwie -podsmażyć czosnek, cebulę, dodać paprykę świeżą, dolać wina, poczekać aż trochę wyparuje, dołożyć pokrojone w kostkę pomidory. Smażyć, a właściwie to już dusić. Na końcu dodać pieczoną paprykę. Papryka ta jest do kupienia w Hiszpanii w puszkach lub słoikach, jest w specjalnej zalewie.  Można zamiast niej dodać upieczoną w piecu paprykę, obraną ze skóry. ( Paprykę piecze się pół godziny w temp. 180 C). Wszystkie składniki zmiksować w blenderze aż powstanie gęsty sos. Doprawić solą, pieprzem.  Sos przelać na patelnię i włożyć do niego dorsza. Dusić jeszcze przez chwilę ( ok. 5min). Pilnować, żeby dorsz się nie rozleciał. Ryba rozpływa się w ustach i do tego jest to danie bardzo zdrowe!  Smacznego! 




czwartek, 15 listopada 2012

tragedia eksmitowanych


W Hiszpanii szacuje się, że co 7 minut, ktoś jest eksmitowany. Ludzie tracą mieszkania na potęgę. Winny jest kryzysy, bezrobocie i idiotyczne prawo, prawo, które nazwałabym bezprawiem.

Kupujesz mieszkanie, bierzesz kredyt. Przeciętna rata kredytu normalnego mieszkania, takiego, do którego państwo nie dokłada, wynosi ok. 700- 800 euro miesięcznie. Kredyt spłaca się właściwie do emerytury- 25-40 lat. Dodam jeszcze, że obecnie przeciętna pensja wynosi 1000 -1400 euro miesięcznie, ale coraz częściej nie przekracza nawet 1000 euro netto. Dopóki jest praca, nie ma problemu, problem pojawia się, gdy ktoś traci pracę i przestaje mieć z czego spłacać kredyt. Dodam, że gdy ktoś straci pracę, to prędko nie znajdzie nowej. Miesiąc nie płacisz – OK, dwa miesiące -też nic się nie dzieje, ale nie płacisz 3 kolejne miesiące i mieszkaniem interesuje się bank. Interesuje się, a właściwie mieszkanie wystawiane jest już na licytację i koniec, jesteś na bruku. Sprawa trafia do sądu i zostajesz na ulicy, do tego z długiem, bo Hiszpania jest chyba jedynym krajem w Europie, o ile nie na świecie, w którym po stracie mieszkania, musisz nadal spłacać kredyt. Nie wiem dokładnie jak długo i jakie kwoty, ale z rok – co najmniej. Chore? Chore. Mnie się to nie mieści w głowie.

W tym roku nasilił się kryzys, w związku z czym pogłębił się problem. Ludzi, którzy zostają na bruku jest coraz więcej. W tym roku aż 4 osoby popełniły samobójstwo z tego powodu. Ostatni przypadek – 53 –letniej kobiety, która rzuciła się ze swojego mieszkania, gdy wkroczył do niego komornik, żeby je zająć, otworzyło trochę oczy politykom. Samobójstwo miało miejsce w zeszłym tygodniu 9 listopada i można powiedzieć, że śmierć zdesperowanej kobiety nie poszła na marne, ponieważ… rząd w trybie natychmiastowym zwołał posiedzenie i dziś zmieniono prawo. Nie wdaję się w szczegóły, bo prawnikiem nie jestem, ale efektem obrad i ustaleń polityków jest to, iż eksmisje wielu osób zostaną odroczone na okres dwóch lat, do takich przypadków należą :

a) gospodarstwa, w których dochód – w sumie, nie przekracza 1597 euro na miesiąc i do tego spełniają kilka warunków:
- rodziny wielodzietne ( w Hiszpanii są to rodziny mające 3 i więcej dzieci)
- rodzina składająca się z jednej osoby dorosłej i co najmniej dwójki dzieci
-rodzina z dzieckiem poniżej 3 roku życia
-rodziny z osobą niepełnosprawną
-rodziny, w której członkowie są bezrobotni i bez prawa do zasiłku
-ofiary przemocy rodzinnej

Czy trzeba było czekać na kolejną śmierć, żeby wreszcie trochę zmienić okrutne i niesprawiedliwe prawo? To, co dziś ustalił rząd to jedynie kropla w oceanie, ale od czegoś trzeba zacząć.
Każda eksmisja, to kolejna tragedia dla ludzi, a tych tragedii ostatnio za dużo jak na jeden kraj…




wtorek, 13 listopada 2012

wtorek 13-tego, pechowy dzień w Hiszpanii?




Dziś  wtorek 13, dzień uważany w Hiszpanii za pechowy. Nie tylko zresztą w Hiszpanii, ale także w Grecji i krajach Ameryki Południowej. W języku hiszpańskim istnieje nawet przysłowie: En martes, ni te cases ni te embarques. (W wolnym tłumaczeniu:  we wtorek nie bierz ślubu ani nie podróżuj.) Wiele osób w ten dzień faktycznie nie podróżuje. Strach przed liczbą13 nazywa się triskaidekafobią. Jak można się domyślać jest irracjonalny i nieuzasadniony naukowo. Wiele osób uważa 13 za szczęśliwą, dlatego ponoć w tym dniu, w kasynach,  liczba ta cieszy się dużym powodzeniem.

Pechowy wtorek 13 jest tak samo pechowy jak w wielu krajach piątek 13, a we Włoszech za taki dzień uważa się piątek 17.

Z drugiej strony liczba 13 od starożytności była brana za zły omen. W ostatniej wieczerzy uczestniczyło 12 apostołów i Jezus. W Kabale numerem 13 oznacza się złe duchy, tak samo jak w legendach nordyckich. W Apokalipsie w 13 rozdziale mowa o bestii i Antychryście. W Tarocie liczba ta odnosi się do  śmierci, cierpienia i życia pozaziemskiego. W numerologii liczba 12 jest liczbą kompletności, ma to odzwierciedlenie w 12 miesiącach, 12 godzinach. Jest 12 znaków zodiaku, 12 bogów Olimpu, 12 pokoleń Izraela, 12 następców Mahometa etc. Zatem 13 jest pewnym zakłóceniem, nieregularnością…

Śmierć króla Jaime de Aragón i cierpienia jego żołnierzy, które zdarzyły się we wtorek, spowodowały, że właśnie ten dzień zaczęto uznawać za fatalny i złowieszczy. We wtorek upadł Konstantynopol. Dodatkowo legenda głosi, iż we wtorek 13 doszło do pomieszania języków na Wieży Babel. Po hiszpańsku wtorek- to martes – nazwa dnia pochodzi od planety Mars, a zarazem boga wojny, krwi. W średniowieczu planetę tę nazywano „małym złem”.

W takim razie zapewne wielu zastanowi się dlaczego w innych krajach, to piątek 13 jest uznawany za pechowy. Znalazłam na ten temat jedną teorię:

Najczęściej powtarzana historia związana jest z Templariuszami i ich smutnym końcem za sprawą króla Francji Filipa IV. Władca w piątek trzynastego października 1307 roku miał wydać rozkaz aresztowania członków zakonu. Skazani za liczne przestępstwa mieli zostać spaleni na stosach. Wielki Mistrz Zakonu, Jacques de Molay, miał przed śmiercią przekląć króla i papieża. Obaj umarli rok później, a pamięć o piątku trzynastego na pewien czas skonała razem z nimi. *

A ja bym wytłumaczenia szukała raczej w etymologii słowa piątek, po angielsku Friday, po niemiecku Freitag, po szwedzku fredag. Nazwa tego dnia pochodzi od germańskiej boginii Frei. Bogini miłości, płodności, urody, ale także patronki wojny, związanej ze śmiercią, magią i proroctwem.

Dziwne zbiegi okoliczności? Dziwne dni. Na wszelki wypadek lepiej nie przechodzić pod drabiną i uciekać przed czarnym kotem. W kota i drabinę Hiszpanie także wierzą…


*http://www.students.pl/po-zajeciach/details/58750/Piatek-trzynastego-dlaczego-jest-pechowy

poniedziałek, 12 listopada 2012

małe cuda


Stał się cud. Esmeralda wstała z wózka i znów zaczęła chodzić. Od poręczy do poręczy. Od ściany do ściany, ale chodzi. Chodzi, bo wierzyła w to, że wstanie. Chodzi, bo nie ma zamiaru jeszcze umierać.

To dobry omen- pomyślałam sobie. Jeśli 99-letnia kobieta staje na nogi, to Hiszpania też podniesie się z kryzysu. Zastój i marazm nie mogą trwać wiecznie. Ciężko czasem w coś uwierzyć, zwłaszcza jak bombardują cię same negatywne wiadomości. Trudno czasem zrobić coś konstruktywnego, gdy rzeczywistość bardzo ci w tym przeszkadza i warunki nie sprzyjają, ale nigdy nie warto się poddawać. Esmeraldo, jesteś moją wielką idolką i bardzo Cię podziwiam.
Ten tydzień zaczynam pozytywnie. Mam nadzieję, że Wy też.


moja hiszpańska babcia - Esmeralda

niedziela, 11 listopada 2012

jeden świętuje, drugi maszeruje


Hiszpanie jak mają święto, to świętują. Piją wino, jedzą, tańczą, uprawiają seks. A jak mają problem lub chcą coś zamanifestować, to manifestują, choćby kilka razy w roku. Polacy jak maja święto,  w dodatku wesołe, bo w końcu, do cholery, odzyskali niepodległość, to robią zadymy, które niczemu nie służą.

Na emigracji nauczyłam się, że porównania i uogólniania są złe, ale szczerze mówiąc... Głupi jest ten polski naród. Nigdy się nie uważałam za wielką patriotkę, w dodatku wyjechałam z Polski na drugi koniec Europy i nie planuję wracać, ale gdy ktoś mnie pyta o moją ojczyznę, zawsze mówię o niej dobrze. O ludziach ciepłych i gościnnych, o chlebie najlepszym na świecie, o zieleni, o pięknych miastach. Dziś zaprosiliśmy znajomych i zrobiłam polski chleb i smakowe wódki. Wszyscy znają ogórki kiszone oraz pierogi. Każdego zachęcam do odwiedzenia Krakowa czy w ogóle Polski, staram się robić swojej ojczyźnie dobrą reklamę. Nie opowiadam, że zarabia się mało, tylko, że wszyscy mają pracę. Wychwalam urodę Polek, ich samodzielność i pracowitość. 

Kiedy mieszkałam w Polsce, nie śmieciłam, nie niszczyłam przystanków, uczyłam się, potem pracowałam, płaciłam podatki, kupowałam polskie produkty. Znam historię swojego kraju i gdyby ktoś zapytał mnie , z czym kojarzy mi się rok 1939, nie powiedziałabym, że z deszczową jesienią. Jestem wdzięczna Polsce ( i moim rodzicom), że dała mi możliwość darmowej edukacji, dostępu do służby zdrowia, bibliotek i świetnej literatury. Jestem wdzięczna Polsce, że nauczyła mnie gościnności, radzenia sobie w trudnych sytuacjach,  krytycznego spojrzenia na rzeczywistość.  Cieszę się, że mogłam uczyć się języków obcych i mieć wolność wyboru, chcę mieszkać gdzie indziej, wyjeżdżam, ale zawsze mogę tu wrócić i nikt nie zamyka mi drzwi.

Czy jestem gorszą patriotką niż banda narodowców maszerująca przez Warszawę? O co walczą ci ludzie w wolnym kraju? Ja wolę w święto świętować, nie maszerować i zakłócać spokój innym. Jedyną pozytywną konkluzją jest to, że Polska to wolny kraj, jeden świętuje, drugi maszeruje…