wtorek, 14 stycznia 2014

Cudów nie ma, ale lepiej być optymistą.

Nowy Rok. Cudów nie ma, w lustrze ta sama twarz, może nawet trochę bardziej zaokrąglona po Świętach.  Na moje szczęście wkroczyłam w 2014 r. w dobrym humorze i z dużą dawką pozytywnej energii. Doszłam do wniosku, że musi być lepiej, bo po spadku jest wzrost, ot tak po prostu!

Przyznam też, iż czuję się już bardzo zadomowiona w Hiszpanii, pierwszy raz hiszpańska polityka wydaje mi się bardziej obrzydliwa niż jakakolwiek inna. Naprawdę chce się rzygać. Po pierwsze sprawy dotyczące korupcji i okradania państwa przez samą księżniczkę Hiszpanii. Jedyną jej rolą jest nieprzynoszenie rodzinie wstydu, bo naprawdę Infanta Cristina nie ma innych rzeczy do roboty, pracować nie musi, ani martwić się o kredyty, mieszkanie czy tak prozaiczną rzecz, jaką jest przygotowanie posiłku. Tłumaczenie się, że nie wiedziałam, ( nie wiedziałam, że okradam) jest po prostu żałosne. Kolejna sprawa, która burzy mi krew, to zmiana prawa aborcyjnego. O nic innego, tylko o politykę tu chodzi, o rację, o to, aby zmienić dobrze funkcjonujące prawo i uwodnić poprzedniej partii sprawującej władzę brak owej racji. Dotychczasowe prawo aborcyjne, zezwalało na dobrowolną aborcję do 12 tygodnia ciąży bez żadnych dodatkowych warunków. Teraz obecny rząd chce całkowicie zabronić aborcji, jedyne dwa przypadki, gdzie w świetle prawa będzie dozwolona, to  gwałt i ciąża zagrażająca życiu matki. Jeśli okaże się, iż płód jest zdeformowany, albo z poważną chorobą genetyczną, kobieta będzie zobligowana do urodzenia chorego dziecka, chorego, albo takiego, co w miejscu rąk będzie miało nogi…

O bezrobociu, które wcale nie maleje, nie chce mi się nawet wspominać. Kiedy jadę pociągiem do Madrytu, przynajmniej ze dwie osoby naraz żebrzą. Prawie codziennie oglądam program, w którym organizowane są zbiórki pieniędzy na otworzenie nowej firmy, bo niektórzy ludzie dosłownie zdychają z głodu. Takich historii wysłuchuję niemalże każdego dnia. „ Jem chleb z oliwą i posypuję papryką. Pierś z kurczaka dzielę na 4 porcje.” Albo: „Nie jem, bo muszę dać jeść swojemu sześciomiesięcznemu dziecku, ważyłam 54 kg teraz ważę 37 kg.” I ciągle powtarzają się słowa:  czuję się winny/ winna, bo nie pracuję. Ludzie czują się nic nie warci. Jakkolwiek patetycznie by to zabrzmiało, wszystko mnie boli jak tego słucham. Chyba najbardziej poruszyła mnie historia dwojga ludzi, w wieku mniej więcej moich rodziców, którzy postanowili zostawić wszystko i przenieść się do Madrytu, aby otworzyć sklep i być blisko syna, który ma zaburzenia psychiczne, w związku z czym potrzebuje ciągłej kontroli oraz opieki, ale z  drugiej strony jest bardzo utalentowanym studentem fizyki. Mężczyzna płakał i obwiniał się, że nie może znaleźć pracy. 50 lat, to już za dużo, żeby iść do pracy… Myślę, iż mężczyźni dużo gorzej odnajdują się w takim położeniu, czują się upokorzeni, bezwartościowi i odpowiedzialni za sytuację.


Myślę także, że pierwszym krokiem do wyjścia z bezrobocia w tym kraju jest przestać się obwiniać i odzyskać wiarę we własne możliwości, łatwe ? Nie, sytuacja przerosła wiele osób, które wydawały się być niezłomne. Niemożliwe? Nie. Coś za co cenię Hiszpanów, to niezwykłe poczucie solidarności, wzajemne wsparcie i nieprzeciętny optymizm, mimo wszystko. Wreszcie się tego nauczyłam.