wtorek, 25 lutego 2014

Paella- krok po kroku

Kiedyś pisałam już o paelli, skąd pochodzi, jakie są z nią związane tradycje, wszystkich zainteresowanych odsyłam do mojego starego blog ( wpis z 11 czerwca 2012 roku).

Dziś podaję przepis, wersji tego dania można znaleźć w Internecie setki, jednak najbardziej tradycyjna paella to paella mixta ( mieszanka ryżu z mięsem i owocami morza).  Na tę paellę podam przepis, można go oczywiście zmodyfikować, zrobić paellę z samym mięsem lub samymi owocami morza.

Najważniejszym składnikiem tego dania jest ryż, najlepszy ryż, to tzw. ryż Bomba, ma okrągłe, grube ziarenka, myślę, że jak się dobrze poszuka, to znajdzie się w jakimś polskim markecie z importowanymi produktami.

Pozostałe składniki, to:  czosnek, szafran, papryka ( może być w proszku, zarówno pikantna jak i łagodna), papryka świeża czerwona pokrojona w paski, fasola płaska i podłużna, tzw. płasko strąkowa, może być też bób, mięso z kurczaka i królika ( z kością, najlepiej udka), jeśli ciężko o królika, może być sam kurczak, a także garść świeżych kalmarów, kilka małży, krewetki oraz tzw. caldo de pescado czyli wywar rybny.
Skąd w Polsce wziąć małże, kalmary? Wiem, że świeże owoce morza nieraz sprzedaje Makro, a mrożone można znaleźć w Biedronce.

Jak zrobić wywar rybny?
Najlepiej jak znajdziecie kawałek świeżej ryby morskiej, trzeba go wrzucić do wody i po prostu ugotować, tego wywaru potrzeba sporo do paelli, najlepiej ze 2 litry. Doskonale do tego nadają się głowy ryby, ości, nie trzeba kupować całej ryby. Wywar solimy.

Jeśli ktoś chce zrobić wersję bez ryb i owoców morza (nie polecam, to już nie to!),  może użyć wywaru mięsnego, rozpuścić w wodzie zwykłą kostkę z kurczaka czy z wołowiny.

Będzie potrzebna duża patelnia! Zaczynamy od podsmażenia mięsa oraz papryki, podgotowujemy fasolkę i bób, a następnie podsmażamy. To samo robimy z krewetkami oraz kalmarami- podsmażamy. Odkładamy na inny talerz. Następnie na tą samą oliwę wrzucamy czosnek, ze 4 duże ząbki, nie kroimy i nie obieramy go ze skórki , wrzucamy w całości, dodajemy paprykę w proszku pikantną i łagodną, podsmażamy, a na końcu szafran lub tańszą wersję, przyprawę do paelli, taką, która da ryżowi żółty kolor. W Hiszpanii używa się też specjalnej papryki zwanej ñora, dodaje się ją w całości, ale nie wiem czy w Polsce da się taką kupić, wątpię…

I teraz najważniejsze, wrzucamy ryż, na 3-4 osoby, dwie, duże szklanki ryżu. Ryżu wcześniej nie gotujemy, wkładamy na patelnię na której jest szafran, papryka i czosnek i zalewamy to wywarem rybnym, tak , żeby  zakryło ryż.  Stopniowo dolewamy wywar aż ryż się ugotuje,  potrwa to ok. 15-20 minut. Jeśli skończy się wywar, dolewamy wody. Kiedy ryż kończy się gotować, dodajemy paprykę, mięso, fasolę, bób, kalmary, krewetki i małże, które „ugotują się” na parze, wcześniej ich nie smażymy , ani nie gotujemy. Układamy wszystko tak, aby ładnie i kolorowo wyglądało. Na końcu zdejmujemy z ognia, przykrywamy czystą ściereczką, ok.5 min. Paella ma być sucha, nie mokra, cała woda musi odparować, jeśli jest mokra, to już raczej jest arroz caldoso (rodzaj„risotto”) niż paella.



Zdejmujemy ściereczkę jak zacznie pachnieć jakby czymś przypalonym, ale nie przypalamy! Ryż na dnie, powinien przykleić się do patelni i tworzy coś, co walencjanie nazywają socarrat. Na końcu skrapiamy wszystko sokiem z cytryny i jemy. Czas przygotowania dania to około 45 min. wydaje się skomplikowane, ale jest bardzo proste, choć przyznam szczerze, że najlepiej podpatrzeć jak ktoś robi, jest później zdecydowanie łatwiej.


Bardzo dobrą paellę jadłam z zielonym groszkiem i borowikami, ryż robi się tak samo, tylko stosuje się wywar z grzybów. Można dowolnie łączyć składniki. Sekretem udanej paelli jest ryż oraz odpowiedni wywar i przyprawy. 
SMACZNEGO!

środa, 19 lutego 2014

Polska rewolucja antyseksualna

Zastanawiałam się czy w ogóle o tym pisać, ale po przeczytaniu artykułu w „The Guardian” [1] stwierdziłam, że poruszę tę kwestię. Obserwuję w Polsce zjawisko, które mnie niepokoi. Chodzi mi o wzrost ludzi o skrajnie prawicowych poglądach oraz o bezkarność Kościoła i księży. Przykro mi to napisać, ale Polska pod względem światopoglądowym jeszcze bardziej się uwsteczniła niż za czasów, kiedy w niej mieszkałam, a znowu nie są to czasy zamierzchłe.

Jak przyjechałam w grudniu do ojczyzny, to na każdym kroku toczyły się jakieś chore debaty o tzw. gender. Co to za jakiś absurd? Ponoć Kościół napisał cały list w tej sprawie, krytykując zjawisko, które istniało od zawsze i które istnieć będzie. Czy księża nie mają się czym zajmować? Czy media muszą w kółko o tym mówić? Słuchając kilku debat na ten temat przeraziła mnie ignorancja środowisk prawicowych w tym temacie, niby znają definicję gender, ale gadają farmazony. Zwłaszcza kobiety, które krytykują to zjawisko. Jedna pani prof. słusznie zauważyła i odpowiedziała takiej osobie: Droga Pani, gdyby nie gender, to nie siedziałybyśmy teraz i nie dyskutowały, bo musiałaby Pani być w domu z dziećmi, a nie robić karierę w polityce.

Kolejna sprawa, która mnie przeraża to Episkopat, który miedzy innymi jest przeciwny podpisaniu konwencji o zapobieganiu przemocy wobec kobiet. Co mam przez to rozumieć?  Czy będzie wreszcie kiedyś taka władza w Polsce, która zrobi porządek z Kościołem? Polska nie jest państwem kościelnym! Pan premier ma bardzo miękką dupę, bo nie umie nic z tym zrobić, a porządek powinien być już zrobiony dawno. Kościół opodatkować, ukracać bzdury, które publicznie mówią księża, łącznie, a może i przede wszystkim te, dotyczące pedofilii.

Oglądam jeszcze inną debatę wprost z Polski, tym razem o edukacji seksualnej, a potem o aborcji. Według niektórych osób edukacja seksualna równa się wyświetleniu filmu pornograficznego, nauką technik felatio czy bukkake. Takie odnoszę wrażenie. Odnoszę też wrażenie, że nie jest dla tych osób istotna sprawa: zdrowia, zapobieganiu temu, aby siedemnastolatka zaszła w niechcianą ciążę. Może dla niektórych edukacja seksualna nie jest ważna, bo sprawy dotyczące seksu  ich nie interesują. Mogę im tylko współczuć, ale nie może być tak, że garstka hipokrytów ogranicza normalnemu społeczeństwu dostępu do tego typu edukacji, która powinna być na porządku dziennym w szkołach!

Ostatnia debata, wypowiada się 24-latka z jakiejś skrajnie kościelno- prawicowej organizacji, nie pamiętam dokładnie jak się ona nazywała. Młoda dziewczyna, jak podkreśla, dziewica, co mnie zresztą w ogóle nie interesuje, bo to naprawdę nie jest sprawa do chwalenia się w telewizji, przekonuje trzy razy starszą od siebie kobietę, że rodzić trzeba zawsze i za wszelką cenę. Dziecko może być rośliną, ale musi się urodzić, kobieta w trakcie porodu może umrzeć, ale musi dziecko urodzić. Pani profesor, która pracowała w wielu krajach i widziała dużo więcej, łapie się za głowę i usiłuje wytłumaczyć dziewczynie, że w Polsce ludzie upośledzeni nie mają szans na normalne życie, nie są ani aktywni zawodowo, ani specjalnie nie widać ich na ulicy. Zarówno matka jak i taki człowiek skazani są na siedzenie w domu, kobieta zajmująca się takim dzieckiem jest niewolnikiem. Nie wszystkie panie muszą się na to zgodzić, wiedząc, że tak będzie. Po to robione są badanie prenatalne, żeby uniknąć  w jakimś stopniu tego typu sytuacji.  

Zawsze jak słucham takich młodych ludzi, wysłałabym ich na obowiązkowe praktyki w ośrodkach dla ludzi upośledzonych, z nieuleczalnymi chorobami genetycznymi.

Niepokojące jest to co się dzieje w Polsce, niepokoją mnie zwłaszcza opinie wygłaszane przez kobiety, które chciałabym wrócić do czasów sprzed emancypacji, nie trafiają do nich żadne argumenty, nie zdają sobie sprawy, że jeszcze kilka wieków temu, nie miałyby nic do powiedzenia, nie było by ich ani w polityce, ani w partii, ani nigdzie poza kuchnią…